Dzisiejszy 8 Półmaraton Warszawski zapowiada się niezwykle: wg meteogramu w godzinie startu ma być ok. -8 st.C., a jak dobiegnę na metę jest szansa na -5. Jak na wiosenny bieg - rewelacja!
Zamiast marudzić, że zimno, postanowiłam się na takie warunki odpowiednio przygotować. Zatem oprócz ładowania mięśni glikogenem, należało także zadbać o odpowiedni przyrost tkanki tłuszczowej. Co tu ukrywać: sama przyjemność! :-D
Każdy stary wyjadacz wie, że glikogen (należący do węglowodanów złożonych) stanowi skoncentrowane źródło energii i jest podstawą zachowania siły podczas treningu, a szczególnie w trakcie zawodów. Aby zmagazynować sobie jego odpowiednie ilości (w wątrobie i mięśniach), należy wcinać pokarmy weń bogate.
Toteż od tygodnia pasę się makaronem. Żeby nie było monotonnie, bo ileż razy można spożywać makaron z sosem pomidorowym, zestawiałam go z różnymi dodatkami, nie zawsze bardzo dietetycznymi. Ricotta, boczek, sos śmietanowy, suszone pomidory były dla duszy i podniebienia. Z kolei dla zabicia wyrzutów sumienia: makaron z pełnego ziarna, czosnek, szpinak i orzechy. Ostatnie mało dietetyczne danie wyglądało tak:
A jeśli nawet po takiej tygodniowej diecie, uzupełnionej o buły z masłem i miodem (mmm... pycha!) oraz całkiem spore ilości czekolady (he, he) przybyło mi trochę tkanki tłuszczowej? Ech... Przynajmniej nie zamarznę na starcie w oczekiwaniu na strzał sędziego (albo mam taką nadzieję). O!
PS. Jeśli uda mi się w tych warunkach pogodowych pobić wynik z ubiegłorocznego debiutu, to uwierzę w makaronową procedurę przedbiegową. ;-)
PS. Jeśli uda mi się w tych warunkach pogodowych pobić wynik z ubiegłorocznego debiutu, to uwierzę w makaronową procedurę przedbiegową. ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz