sobota, 16 lutego 2013

Rodzinne Biegi Górskie 3 - okiem zaangażowanym


Wyobraźcie sobie jesienny albo zimowy sobotni poranek. Otwieracie oczy, patrzycie w okno: jest mglisto, ponuro, ciężkie szare chmury zasnuwają niebo, przez które nie przebija się ani skrawek błękitu. Na termometrze temperatura wskazuje okolice zera. Plucha albo zmrożony śnieg. Marzycie, aby mocniej otulić się kołdrą, przewrócić się na drugi bok, przymknąć powieki i dokończyć ostatni epizod sennego marzenia.


Tymczasem Wasze nazwiska widnieją na liście startowej Rodzinnych Biegów Górskich w Choszczówce, bo oto, w przypływie ochoty na fajną zabawę, zapisaliście siebie i swoje dzieci na imprezę biegową. Korzystacie z okazji, bo imprez sportowych, w których możecie wziąć udział całą rodziną, jest jak na lekarstwo.
 
Nie ma więc zmiłuj, trzeba się zbierać, zwłaszcza jeśli należy przeznaczyć godzinę na dojazd. Zaczyna się nerwowy pośpiech i wszystko, co mu towarzyszy, a czego wymieniać tutaj nie wypada. Ostatecznie, jeszcze z odpowiednim zapasem czasu udaje się Wam zapakować dzieci, niezbędne bagaże i siebie do samochodu i dojeżdżacie na miejsce. Bywa, że w ostatniej chwili odbieracie numery startowe i przypinacie je dzieciom. Gong i oto rozpoczyna się bieg najmłodszych. Huśtacie się na emocjach: poranne rozdrażnienie zamienia się w szalone dopingowanie waszych pociech, które mierzą się z trzystumetrowym dystansem. Krzyczycie, wołacie, zachęcacie do walki i niepoddawania się, albo łapiecie maluchy za ręce, żeby choć trochę ułatwić im bieg. Dzieciaki wpadają na metę… Medale, gwar, okrzyki radości, gratulacje – krótko mówiąc: kontrolowane zamieszanie. Emocje lekko opadają po to, żeby za chwilę osiągnąć apogeum tuż przed startem biegu dla dorosłych, biegu na dystansie 10 kilometrów w niełatwym terenie. Wasze dzieci udają się zgodnie na zajęcia plastyczno-ruchowe, a wy na linię startu. Napięcie znowu rośnie…

 

To już trzecia taka, organizowana przez Stowarzyszenie Terapeutów, impreza biegowa, która miała miejsce w Choszczówce pod Warszawą. Pogoda, tak jak poprzednio, nie rozpieszczała, ale też nie pokrzyżowała planów ani organizatorom, ani uczestnikom. Tydzień temperatury oscylującej nieco powyżej zera stopni Celsjusza, a następnie mróz, który ściął lekko stopniały śnieg sprawiły, że trasa przeznaczona dla dorosłych stała się bardzo wymagająca i z góry na wygranych pozycjach stanęli biegacze wyposażeni w specjalne buty z kolcami lub chociaż antypoślizgowe nakładki na buty. Pozostali mogli mieć wrażenie, że starając się pokonać początkowy, rozjeżdżony przez pojazdy i mocno zlodowaciały odcinek drogi, tak naprawdę przebierają nogami w miejscu, albo biegną na rozpaczliwca, starając się łapać równowagę po kolejnym poślizgu.
 
Potem nie było o wiele lepiej, bo zalegający na leśnych ścieżkach, dość ubity śnieg ograniczał tempo biegu. Można było zatem przygotować się na ekstremalny wysiłek i walkę o własny wynik. A że trasa w Choszczówce jest już dla bywalców przewidywalna i raczej nie może sprawić niespodzianek, można też było założyć, że chętnych na tego typu wyzwania z edycji na edycję będzie coraz mniej. Tymczasem frekwencja, jak i poprzednimi razy, dopisała; uczestników nie zraziło ani zimno, ani trudne warunki biegowe.

Dorośli dostali na własne życzenie mocne podbiegi po śniegu, piachu i leżących gałęziach, czyli to, co lubią najbardziej w crossowych górskich biegach, a dzieci: najpierw trochę solidnego ruchu z lekką dozą rywalizacji, ale bez przegranych, a potem kreatywną zabawę polegającą między innymi na tworzeniu obrazków z ziaren pszenicy, słonecznika, czy też na lepieniu z gliny. Miały też do dyspozycji całe pudło różnorodnych zabawek, toteż zajęte sobą zupełnie zapomniały, że rodzice gdzieś się podziali…
 
 
Tradycyjnie była dekoracja zwycięzców w kategoriach pań i panów, była gorąca zupa pomidorowa, herbata z cytryną i - podnoszące ciśnienie większości młodszych i starszych uczestników – losowanie nagród od sponsorów. Czyli było wszystko, co na takiej imprezie być powinno. Tym razem jednak szczególny akcent stanowiły medale: ze szkliwionej ceramiki, ręcznie wykonane przez autystycznych podopiecznych Stowarzyszenia Terapeutów. Każdy medal był wyjątkowy, niepowtarzalny...
 

 
Wyobraźcie sobie, że mimo nienajlepszej pogody Wy i Wasze dzieci spędziliście czas na świeżym powietrzu, aktywnie i kreatywnie. Że wracacie do domu w pełni zadowoleni, w szampańskich niemal nastrojach. Warto było zwlec się z łóżka, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz